Dziś bardzo osobisty wpis i bardzo dla mnie ważny.
Kiedy myślę o swoim dobrostanie, rozumiem go bardzo głęboko. Idąc przez życie, zastanawiałam się wielokrotnie co tak naprawdę sprawia, że czuję się „dobrze”. To dobrze mogę jeszcze rozszerzyć na: spokojnie, we właściwym dla siebie miejscu, z wewnętrznym przekonaniem, że wszystko jest ok, zupełnie niezależnie od tego co się w życiu przydarza. A przydarza się przecież tak wiele i wciąż coś nowego. To jest życie.
Użyłam tu sformułowania „zastanawiałam się”, ale ono było aktualne tylko do pewnego momentu, bo nie o to w tym chodzi. Zastanawiać się – czyli inaczej myśleć o tym – można w sumie w nieskończoność i zwykle dochodzi się do podobnych wniosków, które trochę prowadziły mnie na manowce. Więc co jeśli nie zastanawianie się?
Głębokie poczucie, prawdziwe doświadczenie, zrozumienie „nie rozumem”.
Czyli co?
Moje dwa filary dobrostanu są zawarte w dwóch odpowiedziach na pytania:
Kim tak naprawdę jestem?
Co tak naprawdę czuję?
Kiedy poczułam, zrozumiałam, doświadczyłam tego, że nie jestem tym kim uważałam, że jestem przez całe życie, pojawiła się duża ulga. Zeszło powietrze… nie trzeba się martwić, pędzić, rywalizować, zazdrościć, grać w grę, którą sami sobie tworzymy. Myślę, że giganci produkcji gier komputerowych są daleko w możliwościach za tym, jakie gry tworzymy sobie sami i innym każdego dnia.
Kim zatem jestem? Jestem.
Natura ludzka dopytuje, no… ale kim jesteś? Odpowiedź brzmi, po prostu Jestem. I to w zupełności wystarczy z poziomu tożsamości.
Dopiero z tego miejsca możliwa była podróż do prawdziwego poczucia tego, co czuję. I dawania przestrzeni na to, żeby naprawdę poczuć. Bo to co doświadczałam wcześniej wydaje się dziś jakąś protezą uczuć. Bez stawiania ocen, bo na każdym etapie życia były one potrzebne. Gdyby ich nie było, nie było by też pragnienia poczucia prawdziwie.
Czy to stałe?
Tożsamość absolutnie tak.
Uczucia to piękna praca na całe moje ludzkie życie, a w tym: umiejętność uwalniania zablokowanych emocji (ależ tu są pokłady możliwości!), umiejętność przeżywania emocji „na bieżąco”, dawania im się przeżyć „po dorosłemu”, kochania za każdym razem bardziej zranionego „wewnętrznego dziecka” i dawania się życiu wydarzać.
Bez oceny, bez oczekiwań, z miłością do siebie i innych – a przecież to to samo:)